6 września 2023

Czesi i Niemcy chcą przesunąć wprowadzenie Euro 7 przynajmniej o 3 lata. Wtóruje im 7 innych państw, w tym Polska

gorący silnik - zakaz sprzedaży aut spalinowych

Norma Euro 7 dla samochodów osobowych ma zostać wprowadzona już w lipcu 2025 roku, a dla aut ciężarowych – 2 lata później. Państwa, które nie zgadzają się z jej siłowym narzucaniem chcą przesunąć te daty o trzy lata. Naciskają przede wszystkim Czesi i Niemcy, ale wtóruje im również polski rząd.

Norma Euro 7 spotyka się z ogromnym oporem ze strony europejskich producentów samochodów. Swojej niezadowolenie z jej powodu wyrazili już m.in. przedstawiciele Skody, Renault, Volkswagena czy BMW.

Według szefa marki z Bawarii – Olivera Zipse – spełnienie wymogów Euro 7 za dwa lata jest „całkowicie niewykonalne”. Jakiś czas temu skrytykował on również przyszłe wymogi testowe, które uważa za „całkowicie nierealistyczne”.

Spotkanie w sprawie Euro 7

6 września br. doszło do spotkania w sprawie Euro 7 czeskiego ministra transportu Martina Kupki z jego niemieckim kolegą – Volkerem Wissingiem. Miało one miejsce w trakcie konferencji na temat europejskiego sektora motoryzacyjnego przy okazji targów IAA Monachium.

Obaj panowie zgodzili się co do konieczności utrzymania dotychczasowych limitów emisji spalin. Czyli obowiązywania normy Euro 6.

„To ważne, aby nie zagrozić konkurencyjności europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, a także segmentowi najmniejszych pojazdów. Przedłożenie nowych wymagań ponad cenę mogłoby oznaczać jej znaczny wzrost, a nawet zagrożenie dla produkcji takich aut” – twierdzi Kupka.

Niemcy również odrzucają aktualną propozycję dotyczącą Euro 7. Przeciwko niej w Komisji Europejskiej ma zagłosować także koalicja 8 państw, utworzona przez Czechy. Wśród nich znalazły się ponadto: Bułgaria, Francja, Polska, Rumunia, Słowacja, Węgry i Włochy.

„Prezydencja hiszpańska stara się przewidzieć niezbędne zmiany w propozycjach kompromisowych. Nadal jednak jesteśmy daleko od tego, gdzie byśmy chcieli być. Negocjacje zakończą się w ciągu najbliższych trzech tygodni” – uważa czeski minister.

Przerzucanie się argumentami

Według Kupki argumenty Komisji Europejskiej są jasne. Wynikają z faktu, że stara się ona jak najbardziej naciskać na ograniczenie emisji gazów pochodzących z transportu. W rezultacie dąży do tego, aby nowe samochody spełniały jak najsurowsze normy.

Komisja zaproponowała wprowadzenie normy Euro 7 dla samochodów osobowych i dostawczych od 2025 r., a dla pojazdów ciężarowych – od 2027 r. Państwa, które się nie zgadzają, w tym Polska, Czechy i Niemcy, chcą, aby norma obowiązywała nie wcześniej niż trzy lata od ostatecznego zatwierdzenia.

Europejscy producenci twierdzą z kolei, że koszty Euro 7 mogą być aż 10 razy wyższe niż wynika z wyliczeń, przedstawionych przez Komisję Europejską. Uważają oni, że to norma zbyt droga, pochopna i po prostu niepotrzebna.

Tym bardziej że obecnie producenci skupiają się na rozwoju elektromobilności. Siłowe wprowadzanie Euro 7 spowoduje zaś, że część kosztów przeznaczonych na elektryki będzie musiała zostać przerzucona na auta spalinowe. A to stanowi kolejny ukłon w stronę… Chin (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).

Komisja Europejska odpowiada, że potrzebne są rygorystyczne przepisy, aby ograniczyć szkodliwe emisje, a także uniknąć powtórki z Dieselgate.

Norma Euro 7: założenia

Norma Euro 7 ma na celu dalsze obniżenie zawartości szkodliwych substancji, uwalnianych ze spalin. Przykładowo, obecnie zawartość cząstek stałych (NOx) wynosi 60 mg/km w przypadku aut benzynowych i 80 mg/km dla silników wysokoprężnych.

W ramach normy Euro 7 mają one wynieść 60 mg/km, niezależnie od rodzaju zastosowanej jednostki napędowej. Co więcej, wytyczne po raz pierwszy obejmują limity cząstek stałych z hamulców oraz przepisy dotyczące emisji mikrodrobin plastiku z opon.

opony zimowe
Przyszła norma ma brać pod uwagę również emisje cząsteczek z opon.

Ale to nie wszystko. Ważną częścią Euro 7 są zmiany w procedurach testowych, co tak mocno skrytykował szef BMW. Rozszerzono bowiem warunki brzegowe testów. Przykładowo maksymalna temperatura otoczenia została zwiększona z 25 do 45 stopni Celsjusza, a wysokość (symulowane warunki) – z 1600 do 1800 m.

Poza tym podniesiono wymagania dotyczące tzw. trwałości emisji. W ramach obecnych wytycznych samochody muszą spełniać wymogi przez 100 000 km lub 5 lat użytkowania. Zgodnie z nowymi przepisami limity emisji Euro 7 musiałyby obowiązywać do 200 000 km lub przez 10 lat.

I jeszcze jedno – zarówno lekkie, jak i ciężkie pojazdy będą musiały zostać wyposażone w pokładowe systemy monitorowania emisji. Po co? Mają one być zdolne do wykrycia problemów ze spełnieniem założeń normy Euro 7 i wysyłania informacji o tym drogą radiową do określonych organów.

Koszty wprowadzenia nowej normy: szacunki ACEA

Do przyszłej normy odniosło się też Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów (ACEA). Przedstawiło ono wyniki badania, przeprowadzonego przez Frontier Economics – firmę konsultingową założoną w 1999 roku, a zajmującą się m.in. mikroekonomią.

W swoim raporcie stwierdza ona, że przystosowanie pojedynczego samochodu osobowego do normy Euro 7 to wydatek około 2000 euro (ok. 9000 zł). W przypadku pojazdów ciężarowych i autobusów z silnikami Diesla to już z kolei 12 000 euro (ok. 54 000 zł). Dla porównania Komisja Europejska szacuje, że dla „osobówek” ma być to 180-450 euro (ok. 810-2020 zł), a dla ciężarówek i autobusów – 2800 euro (ok. 12 600 zł).

Odmiennego zdania jest natomiast szef Skody. Według niego wprowadzenie przyszłej normy może spowodować wzrost ceny Fabii o… 5000 euro, czyli o około 22 500 zł (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).