Elektryki stanowią mniej niż 2 proc. europejskiej floty samochodów. Ile z nich zarejestrowano w Polsce?

Samochody na prąd są powszechnie uznawane za przyszłość motoryzacji. Dlatego producenci koncentrują na nich swoje prace rozwojowe. Jednak póki co elektryki stanowią zaledwie niewielki ułamek drogowej rzeczywistości.
Przypomnijmy – Unia Europejska postanowiła zakazać sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku. Samochody elektryczne czeka więc świetlana przyszłość? Być może, jednak w praktyce miną dziesięciolecia, zanim z dróg Starego Kontynentu znikną pojazdy zasilane paliwami kopalnymi. Jeśli w ogóle do tego dojdzie, co wcale nie jest tak oczywiste.
Jak wynika z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, elektryki stanowią zaledwie 1,8% wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Europie. Nawet jeśli dodamy do nich hybrydy typu plug-in, które dla wielu stanowią krok pośredni między motoryzacją spalinową a elektryczną, wynik wciąż pozostaje rozczarowujący. Trudno bowiem inaczej nazwać 3,9% udziału tak rozumianych pojazdów zelektryfikowanych w ogólnej liczbie aut (dane za 2023 rok).
Tych po drogach Starego Kontynentu porusza się łącznie blisko 249 mln. Oznacza to, że elektryków jest ok. 4,5 mln, a jeśli dodamy do nich hybrydy plug-in, uzyskamy liczbę 9,7 mln. Jak na tym tle wypada nasz kraj?
W Polsce pod koniec grudnia 2024 roku zarejestrowanych było 80 732 samochodów elektrycznych (osobowych, dostawczych i ciężarowych). Oznacza to, że nadwiślańska „populacja” stanowi ok. 1,79% ogółu europejskiego parku samochodów zasilanych wyłącznie prądem.
Samochody elektryczne czeka długa droga
Te liczby są nie pozostawiają złudzeń – nawet jeśli zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych rzeczywiście wejdzie w życie za 10 lat, miną kolejne dziesięciolecia, zanim z naszych dróg znikną pojazdy zasilane paliwami kopalnymi. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę rosnący sceptycyzm klientów oraz polityczne zawirowania. Każdy z tych czynników może wpłynąć na zmianę decyzji UE.
„Populacja” elektryków jest niewielka, mimo że rządy poszczególnych państw intensywnie promują elektromobilność wprowadzając szereg zachęt. Np. polscy kierowcy mogą liczyć nie tylko na dopłaty do zakupu nowego auta na prąd (do 40 tys. zł), ale też na zwolnienie z uiszczania opłat w strefach płatnego parkowania czy możliwość swobodnego korzystania z buspasów.
Oczywiście zachęty różnią się w zależności od kraju, jednak można zaryzykować tezę, że stanowią one jeden z głównych motorów wzrostu rynku pojazdów bateryjnych. Najlepszym argumentem na jej potwierdzenie są problemy niemieckiego rynku nowych elektryków po niespodziewanym wycofaniu się rządu RFN z programu dopłat.
Kondycja rynku w 2024 roku i prognozy
Co się stanie, gdy zamiast patrzeć przekrojowo na całą flotę pojazdów poruszających się po europejskich drogach skoncentrujemy się tylko na autach wyjeżdżających z salonów? Wtedy liczby wyglądają znacznie bardziej korzystnie, choć do optymizmu wciąż daleko. W 2024 roku udział samochodów elektrycznych na rynkach UE wyniósł 13,6%.
Gwoli sprawiedliwości nie sposób jednak nie zauważyć, że zasilana prądem motoryzacja poczyniła w ostatnich latach kolosalne postępy. Jak wynika z danych amerykańskiego Departament Energii (z ang. DoE), na przestrzeni dekady rozwoju (porównano auta z lat modelowych 2014 i 2024) mediana zasięgu wzrosła aż o 320 km – ze 135 do 455 km.
Oznacza to, że jesteśmy już bardzo blisko punktu zwrotnego. Oczywiście biorąc pod uwagę medianę zasięgu, bo na rynku dostępnych jest wiele modeli, które już przekroczyły magiczną barierę 500 km zasięgu. Dlaczego ta liczba jest tak ważna? Otóż zdaniem ekspertów taki dystans możliwy do przejechania na jednym ładowaniu jest wystarczający dla większości użytkowników aut na prąd.