Tak, to nie V8. Nie brzmi jak grzmot Zeusa i nie zużywa paliwa szybciej niż ja whisky w piątek wieczorem. Ale ma turbo, 275 koni, tylny napęd i automat, który wie, kiedy trzeba kopnąć Cię w plecy. To Camaro dla ludzi, którzy lubią mieć trochę mocy pod nogą, ale nie chcą zastawić nerki, żeby dojechać do pracy. – Spalanie w trasie: 8,5 litra – Spalanie w mieście: 10 litrów, jeśli nie udajesz Dominica Toretto na czerwonym Auto zostało sprowadzone z USA w 2024 roku, przeze mnie – nie przez wujka z YouTube’a, który robi wszystko "igła, ideał, zero wkładu". Nie miało stłuczki, nie było topione, nie przewoziło lodówek ani wspomnień o Mustangu. Jedyna skaza? Zagięta klapa bagażnika – ale spokojnie, została wymieniona na nową. Auto nie nosi śladów tej przygody – wygląda jakby nigdy nic się nie wydarzyło, czyli jak ja po kawie i aspirynie. Jeżdżone codziennie, czyli działa. Sprzedaję, bo życie brutalnie przypomniało mi, że dzieci + pies = SUV, a Camaro + fotelik = dramat logistyczny. Więc jeśli chcesz samochód, który wygląda jak problem i jeździ jak marzenie – zadzwoń. Zrób sobie (i swojej ścianie w garażu) przyjemność.