Grand Picasso, czyli ostatni taki Citroën
No może nie ostatni, lecz mało na świecie
jest takich jak to auto w kościańskim powiecie.
Chcesz posiąść ten samochód? Nie szastajże kasą!
To auto budżetowe - tenże Grand Picasso.
Sportowa to nie bryka, w przeciętność się nurza.
Dla tych, którzy se autem nie muszą przedłużać.
To auto dla rodziny, aż pięć ma foteli.
Bagażnik taki duży, że wszystko wpierdzielisz.
A gdybyś jeszcze więcej zabrał śmiertelników,
dwa małe foteliki staną w bagażniku.
Pięć biegów ma to auto, zalet zaś od groma,
wygodne, nie rdzewieje, no i ma tempomat.
Nie było bite prawie, raz auto ktoś zranił,
bo w drzwi wjechała tyłem pewna miła pani.
Lecz skutki jej gapiostwa tak ubezpieczone,
że drzwi na nówkę sztukę zaraz wymienione.
Poza tym drobne wady, gdzieś tam jakaś ryska
(dwunastoletnie auto, szkoda strzępić pyska).
Oryginalny przebieg, w głowie się nie mieści:
sto siedemdziesiąt cztery. Mniej miał niż trzydzieści,
gdy ja go kupowałem jeszcze przed pandemią.
Skończyło się miłością (a przynajmniej chemią).
Właściciel drugi w kraju, w regionie i w świecie.
Z salonu jest polskiego Citroën ten przecież!
Powiedzą złe języki, że wysoka cena,
lecz cenić trzeba przecież tego Citroëna.
Ja nie z tych, co o stówę lub pięć stów drą koty.
Zdecydowany przyjdzie, ja mogę zejść z kwoty.
A by Cię nie oskubać, bo potem chleb suchy,
dorzucę Ci zimówki, a na nie łańcuchy.