KIA SPORTAGE 1.6 T-GDI 177 KM AUTOMAT – CZARNY KOLEGA, CO SIĘ NIE PYTA, TYLKO JEDZIE

(rocznik 2018, 129 tys. km, turbo benzyna, świeżo po kąpieli w Szwajcarii, gotowy na nowe przygody)

⸻

Nie każda Kia to Sportage, i nie każdy Sportage to Turbo-Wersja z Automatem i Wyposażeniem jak w samolocie Emirates.

Ten tutaj to czarny, błyszczący SUV, który wygląda jakby właśnie wracał z castingu do roli Batmobila klasy średniej.

To nie jest auto dla ludzi, którzy pytają: „a ile pali?”.

To auto dla ludzi, którzy pytają: „czy zdążę przed zielonym?”

A tak się składa, że zdążysz. Zawsze.

Co go wyróżnia? Poza wszystkim?

• 1.6 Turbo GDI – 177 KM

Czyli żadnego „fiu fiu” pod maską. To nie jest wolnossący klekot, który jęczy na każdym podjeździe.

To mięsisty benzyniak z turbiną, który nie prosi o wiele, ale daje dużo.

Płynny, dynamiczny, jak dobrze zaplanowany urlop.

• Automat? Oczywiście!

Płynny jak miód, bez szarpnięć. Przełącza biegi szybciej niż Ty zdążysz powiedzieć „ej, co tak gładko jedzie?”.

Ten automat to nie jest żaden francuski filozof, tylko konkretna skrzynia, co wie, kiedy przycisnąć, a kiedy puścić.

• Przebieg? 129 000 km.

Czyli tyle, ile przeciętny Polak robi przez 7 lat jazdy od Biedry do Orlenu.

Auto zjechało prosto ze Szwajcarii – kraju, gdzie ludzie nie przekraczają prędkości, a na stacji leją tylko premium.

Stan? Jakby dopiero zszedł z planu zdjęciowego reklamy Shell V-Power.

⸻

Wyposażenie? Oj, siadaj, bo to dłuższa historia:

• Kamera cofania – pokazuje więcej niż wiza do USA.

• Nawigacja – prowadzi lepiej niż Google Maps po trzech piwach.

• Podgrzewane fotele – przód i tył – bo pasażerowie z tyłu to nie podludzie, tylko Twoja ekipa.

• Podgrzewana kierownica – po co skrobać lód z rąk, skoro można mieć ciepełko jak w termoforze babci?

• Elektryczne szyby – wszystkie, nie tylko kierowcy – bo my tu nie sprzedajemy Daewoo Tico.

• Podgrzewane lusterka – bo jak w zimie nie widzisz, to możesz równie dobrze prowadzić z zamkniętymi oczami.

• Felgi aluminiowe – nie z Biedronki, tylko porządne.

• Opony letnie – aktualne, a nie z 2016 roku po wujku Mietku.

⸻

Wnętrze? Czyste jak dusza dziecka.

Materiałowa tapicerka – ale nie byle jaka. Zero plam, zero przetarć, zero zapachu „kurczaka z rożna”.

Siedzenia sprężyste, nie wysiedziane jak kanapa w barze mlecznym.

Kierownica jak nowa, plastiki nie poobdzierane, podsufitka nie wisi jak firanka u cioci Halinki.

⸻

Stan techniczny? Zbadany. Obadany. Potwierdzony.

Auto świeżo po sprowadzeniu ze Szwajcarii – nie od Helgi, co woziła nim siano, tylko od konkretnego Helwety, co prowadził dziennik olejowy.

Opłacone, gotowe do rejestracji – 150 zł i jazda.

Żadnych kombinacji, żadnych faktur z Tanzanii, tylko czysta faktura VAT-marża – bez podatku PCC.

Kupujesz – jedziesz. A potem się śmiejesz, że inni za te pieniądze kupili Lagunę.

⸻

Dodatki? Mamy, jak w porządnym kebabie:

• Gwarancja od 1 do 12 miesięcy – pisemna, nie na słowo honoru.

• Transport auta pod dom – czy mieszkasz w Gdyni, czy w Alpach – dowieziemy.

• Pomoc w kredycie i leasingu – mamy ludzi, co to załatwiają zanim zdążysz zapiąć pasy.

• Jazda próbna? Proszę bardzo.

• Stacja diagnostyczna? Jedziemy razem – bo my nie boimy się prawdy.

⸻

Podsumowując:

To auto nie potrzebuje dźwięku „ping” z OLX-a. Ono przyciąga spojrzenia, zbiera lajki i zyskuje sympatię szybciej niż Twoje stories na Instagramie.

Niech Twoi znajomi się dziwią:

– „Skąd Ty to masz?”

A Ty tylko się uśmiechniesz i powiesz:

– „Z Zatoki.”