Ineos Grenadier. Auto starej szkoły, które zachwyciło świat | Pierwsza jazda

Ineos Grenadier jest dość staroświecki i surowy, a w tym wszystkim nawet nieco spartański. Docenią go ci, dla których liczy się trwałość i niezawodność na afrykańskiej sawannie, amerykańskiej prerii czy w australijskim buszu. A czym Grenadier może zachwycić w Europie?
Pomysł na nową markę był tak prosty, jak sam samochód, który powstał w ekspresowym tempie. Stworzyć auto możliwie proste w budowie, trwałe a przy tym wystarczająco komfortowe. Ot, taki Willys naszych czasów i… lepsza interpretacja legendarnego Defendera. Skąd w tej całej opowieści akurat Defender?
Dlaczego Defender?
Romantyzmu całej historii dodaje fakt, że za powstaniem Ineosa stoi wielki przemysł chemiczny, a dokładniej mówiąc właściciel i twórca koncernu petrochemicznego Ineos, działającego od 25 lat, zatrudniającego na całym świecie ponad 25 tys. pracowników. Jim Ratcliffe, brytyjski miliarder i wielki entuzjasta wyprawowych samochodów terenowych, został wychowany jest na Defenderze. Na wieść o tym, że Land Rover zamierza zakończyć produkcję legendarnego auta, postanowił stworzyć jego nową interpretację. Ba, zgłosił się nawet z pomysłem odkupienia praw do produkcji modelu, co rzecz jasna w Land Roverze nie spotkało się z przychylnym odbiorem.
W tym samym czasie nadarzyła się okazja do zakupu od Mercedesa fabryki Magna Steyr we Francuskim Hambach. To tam powstaje elektryczny Smart i części do różnych modeli Mercedesa – i powstawać będą jeszcze do końca przyszłego roku. Współpraca z Magną weszła tym samym na nowy poziom. To właśnie Magna, która stoi za sukcesem innych legendarnych aut 4x4, m.in. Mercedesa klasy G, zostaje partnerem w nowym projekcie o nazwie Ineos.
Wzięli co najlepsze
Doszukując się podobieństw między Defenderem i Grenadierem, można powiedzieć, że w nowym aucie więcej jest z klasy G niż wspomnianego Land Rovera. Zresztą elementów innych dostawców jest w tym aucie znacznie więcej. Silniki i skrzynie biegów pochodzą z BMW, hamulce to Brembo i Bosch, fotele Recaro, zawieszenie Bilstein i Eibach, a osie opracowano wspólnie z Carraro, która dostarcza podzespoły m.in. do ciągników. Najważniejsze elementy odpowiedzialne za napęd na cztery koła to z kolei robota Dana Spicer, która przygotowała przeguby oraz wały napędowe. Uruchamiane elektronicznie blokady przedniego i tylnego dyferencjału pochodzą z Eaton Industries, a dwubiegowa skrzynia rozdzielcza i centralny mechanizm różnicowym są marki Tremec. Myliłby się jednak ten, kto pomyśli, że Ineos to zlepek wielu dostępnych na rynku podzespołów.
Jak twierdzą przedstawiciel marki, to wymyślony od podstaw i zbudowany z wykorzystaniem sprawdzonych dostawców samochód terenowy. Każdy element został stworzony na potrzeby Grenadiera. Nawet system inforozrywki Magna opracowała zgodnie z potrzebami i specyfikacją Ineosa.
„Plastik fantastik”
Auto zbudowane jest na wytrzymałej ramie, która, co ciekawe, może być malowana na różne kolory (czerwony, czarny i szary), ma zawieszenie pięciowahaczowe multilink i pozbawione jest jak tylko można elektroniki. To po prostu tak mechaniczny samochód, na jaki tylko pozwalają przepisy. W czasach plastikowej bylejakości, prowizorki i tworzenia rzeczy, które w rzeczywistości nie są tym, na co wyglądają, Ineos Grenadier wyróżnia się nie tylko prostym designem.
To prawda Ineos Grenadier przypomina Land Rovera Defendera, ale jeśli przyjrzeć się bliżej, to tylko złudzenie. Kanciaste nadwozie ma być proste i nieskomplikowane. Co ważne, wyposażone jest fabrycznie w uchwyty, które można dowolnie wykorzystywać. W Australii na dodatkowy zbiornik z wodą, w Afryce na saperkę czy siekierę, w Ameryce na broń. W Europie? Może na namiot? Jak twierdza twórcy, każdy element jest tutaj przemyślany i nie znajduje się przypadkowo, ani dla ozdoby.
Przykład? Głębokość brodzenia Grenadiera to 80 cm, właśnie, dlatego wloty powietrza na tylnych słupkach przeniesiono na wysokość szyb. Standardowo w większości aut kryją się pod zderzakiem. Rynienki są większe, niż w innych samochodach, a na dodatek mogą wytrzymać obciążenie nawet 400kg, tylko po to, by na dachu zamontować platformę lub namiot.
Obtrąbić rowerzystów
Wnętrze budzić może największe kontrowersje. Jest dość ciasne i niewiele ma wspólnego z finezyjną stylizacją. O jakości materiałów nie wspominając. Dominują twarde plastiki, kanciaste kształty i duże przyciski, a wszystko wykonane jest z materiałów, jakich nie znajdziemy w luksusowych limuzynach. Jeśli ktoś szuka prawdziwej skóry, to znajdzie ją jedynie na kierownicy – i to za dopłatą.
A propos kierownicy, ma gruby wieniec i wygodnie leży w dłoniach. Oprócz przycisków od tempomatu i radia ma też coś, czego w żadnym innym aucie nie spotkałem. To czerwony przycisk „toot”, który w wolnym tłumaczeniu znaczy „titit”. Służy do ostrzegania rowerzystów. To nic innego jak druga, cichsza wersja klaksonu. Tak, tak, zdaniem twórców Ineosa, trąbienie na rowerzystów to nic strasznego.
Bez zegarów
Przed oczyma nie ma tradycyjnego prędkościomierza. Jest niewielki wyświetlacz z kontrolkami, ale głównie od napędów. To przecież one są tutaj najważniejsze. Duży dotykowy wyświetlacz powędrował na szczyt deski rozdzielczej. Na jednym ekranie widoczne są podstawowe parametry pracy silnika, a także informacje dotyczące jazdy także w terenie. Przechył, ciśnienie w oponach czy wysokość.
Nie ma tutaj jednak wymyślnych trybów jazdy, predefiniowanych programów. Jest stały napęd na cztery koła, dźwignia do zmiany napędu oraz jeden przycisk włączający tryb off-road. Do tego możliwość zapięcia tylnego lub przedniego dyfra oraz przycisk „wading”, czyli przygotowujący auto do brodzenia.
Kokpit jest dość ciasny, ale fotel zaskakująco wygodny. Podobnie jak pozycja za kierownicą, z którą w autach terenowych budowanych na ramie bywa różnie. Nawet pedały z kierownicą i fotelem są w osi, co znacząco poprawia komfort jazdy. Brakuje jedynie schowków. Nie ma gdzie odłożyć telefonu, bo półeczka na szczycie deski rozdzielczej to chyba wypadek przy pracy. Cokolwiek tam trafi, przy pierwszym zakręcie wypadnie. Są za to rączki, strach-łapki i uchwyty ułatwiające przeżycie na pokładzie podczas stromych zjazdów, przechyłów i terenowej jazdy.
Serce BMW?
W końcu do tego stworzono Ineosa Grenadiera. Pod maskę trafiają sześciocylindrowe, rzędowe silniki BMW (benzynowe i wysokoprężne) standardowo łączone z automatycznymi przekładniami firmy ZF z ośmioma przełożeniami. Ten benzynowy ma nieco więcej mocy (286 KM i 450 Nm), Diesel z kolei więcej niutonometrów (249 KM i 550 Nm). Oba dobrze brzmią i jeszcze lepiej sprawdzają się w terenowej jeździe. Ale nie tylko, bo na asfalcie Ineos Grenadier okazuje się bardzo komfortowy i dynamiczny. I to nawet przy wyższych prędkościach. Zwierzęciem autostradowym jednak nie jest. Prędkość maksymalna została ograniczona do 160 km/h, a jazda po szutrach jest znacznie przyjemniejsza. Zawieszenie pracuje cicho i miękko, a napęd przekazywany jest gładko.
Nadwozie nie ma tendencji do przechyłów, a auto prowadzi się przewidywalnie. Ciekawy jest też układ kierowniczy, oczywiście tradycyjny, nie elektryczny. Siła wspomagania to kompromis między łatwością manewrowania w terenie, a jazdą na asfalcie. Przy szybkich obrotach kierownicą wspomaganie mogłoby jednak być nieco mocniejsze.
Cisza
Kabina jest dobrze wyciszona, nie słychać nawet szumu terenowych opon. Jak się okazuje, nie potrzeba pneumatycznego zawieszenia, by miękko pokonywać krótkie poprzeczne nierówności. Wystarczy układ wielowahaczowy. A przecież auto w najlżejszej specyfikacji waży sporo ponad 2,5 tony.
I właśnie ta wszechstronność oraz surowość może być dla wielu Europejczyków najbardziej atrakcyjna. Wielu z nich do Australii, Afryki czy Ameryki z pewnością się nie wybierze, ale sama świadomość, że można, warta jest każdych pieniędzy. Nawet 320 tys. zł. A dodatkową zachętą może być dla wielu fakt, że na ramę Ineos daje 12 lat gwarancji, a na auto 5, bez limitu kilometrów.
Przegrana walka z masą
Dużo mówiło się o wersji 7-osobowej Ineosa, powstającej na wydłużonej o 35 cm ramie. Tej samej, na której powstał pikap Ineos Grenadier Qurtermaster.
Niestety, jak się dowiedzieliśmy, taka odmiana nie powstanie. Byłaby po prostu za ciężka. Będzie jednak mniejszy i elektryczny Grenadier, a w 2027 roku obecny model otrzyma nowy silnik, także BMW.


























