Wprowadzenie Euro 7 może mijać się z celem, ale koszty nadal będą wysokie

Norma Euro 7 oficjalnie została złagodzona. Choć przedstawiciele firm samochodowych mówią o dużej poprawie w stosunku do jej wstępnych założeń, koszty nadal będą wysokie. I to pomimo faktu, że jej istnienie może nie mieć większego sensu!
W poniedziałek, 25 września, Komisja Europejska po głosach krytyki ze strony lobby państw pod przewodnictwem Czech oraz producentów aut, złagodziła założenia przyszłej normy Euro 7.
Najważniejsze zmiany to pozostawienie emisji na poziomie aktualnego Euro 6, a także rezygnacja z absurdalnych wymogów testowych. Nie zmieniono jednak przepisu dotyczącego tego, że muszą zostać ograniczone emisje pochodzące z opon i hamulców.
„Opublikowane stanowisko państw członkowskich stanowi wyraźną poprawę w stosunku do pierwotnej propozycji Komisji Europejskiej. Było całkowicie nieproporcjonalne, zarówno jeśli chodzi o rygorystyczność wymagań, jak i czas realizacji” – mówi Zdenek Petzl ze Stowarzyszenia Przemysłu Motoryzacyjnego na łamach czeskiego biura prasowego.
„Pozostawianie starych przepisów doprowadziłoby do nieproporcjonalnie wysokich kosztów dla przemysłu i klientów. Możliwe byłoby ograniczenie dostaw, szczególnie w przypadku małych modeli. A wszystko to przy minimalnym wpływie na środowisko” – dodaje Petzl.
Koszty Euro 7 nadal będą wysokie
Pomimo złagodzenia przepisów, modyfikacje samochodów w celu dostosowania ich do nowej normy Euro 7 będą i tak kosztowne. Dotyczy to w szczególności badań i rozwoju opon oraz hamulców o ograniczonych emisjach cząstek.
Jakie to będą koszty? O tym na razie nikt głośno nie mówi. Wiadomo jednak, że w miarę, jak silniki aut spalinowych stają się coraz czystsze, emisje z opon i hamulców nabierają coraz większego znaczenia.
„Emisje spoza rury wydechowej stają się problemem z dwóch powodów. Po pierwsze, nie zostało to jeszcze uregulowane. Po drugie, ich skład chemiczny może być potencjalnie bardziej toksyczny niż spalin, szczególnie w przypadku hamulców” – twierdzi Heejung Jung, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Riverside.
Nową propozycję z radością przyjęła szczególnie Skoda. To właśnie jej szef, a także przedstawiciele związków zawodowych tej firmy przekonywali, że wprowadzenie Euro 7 może doprowadzić do końca produkcji Fabii, Scali oraz Kamiqa.
„Jesteśmy w pełni świadomi, że osiągnięcie kompromisu było trudne. Z tego względu chcemy podziękować Ministerstwu Transportu za zaproponowanie tekstu akceptowalnego dla większości państw członkowskich” – twierdzi Martin Jahn, członek zarządu Skoda Auto w rozmowie z czeskim biurem prasowym.
Przepisy dotyczące emisji spalin Euro 7 dla samochodów osobowych mają obowiązywać już od 1 lipca 2025 roku, a dwa lata później dla pojazdów ciężarowych.
Istnienie Euro 7 tak naprawdę może nie mieć sensu
„Udało się uniknąć negatywnych skutków wprowadzenia standardu, zarówno w zakresie dostępności mobilności dla zwykłych obywateli, jak i w odniesieniu do konkurencyjności europejskiego przemysłu motoryzacyjnego” – twierdzi czeski minister transportu Martin Kupki. To właśnie on przewodniczył lobby państw przeciwnych normie Euro 7 w dotychczasowym kształcie.
Złagodzenie przepisów to ukłon w stronę firm samochodowych, które mają skupić się przede wszystkim na dalszej dekarbonizacji. Czyli przechodzeniu na pojazdy elektryczne, przy jednoczesnym zachowaniu ich dostępności oraz konkurencyjności.
„Jest to szczególnie ważne w czasach, gdy branża w dalszym ciągu zmaga się z jednej strony z niestabilnymi łańcuchami dostaw i z koniecznością szybkiego zbudowania całkowicie nowych, lokalnych łańcuchów produkcji akumulatorów i innych podzespołów pojazdów elektrycznych” – dodaje Petzl.
Co istotne, w przypadku opon i hamulców oraz pochodzących z nich emisji, z pewnością skorzystają z nich również auta na prąd. Na pewno im to nie zaszkodzi!