Siema! Sprzedaję rakietę na kołach — Audi Q5 Hybrid Quattro z 2011 roku.

Tak, HYBRYDA! Czyli samochód dla ludzi, którzy niby chcą dbać o planetę, ale jak trzeba depnąć, to i tak wbijają w fotel sąsiada z tyłu.

Pod maską 2.0 TFSI 211 koni, a jakby było mało, to jeszcze prąd z gniazdka 54 konie. Łącznie 255 KM — czyli więcej niż miał Jan Paweł II w papamobile, a pali mniej niż ja na weselu szwagra.

Quattro — czyli napęd na cztery koła. Co to znaczy? Że jak zimą zawieje i śniegu nasypie po klamki, to wszyscy stoją, a ty jedziesz po kebsa jak król życia.

Spalanie? Około 6,9 l/100 km. Czyli mniej niż moja teściowa wypija kaw dziennie i więcej niż ja mam kolegów po rozwodach. Technologia hybrydowa — jedziesz i oszczędzasz, ale jak chcesz, to gaz w podłogę i wiatr we włosach (albo w łysinie, zależy kto kupi).

Auto ze Szwajcarii — czyli od Helweta, co czyścił ten samochód trzy razy dziennie i płakał, jak ptak mu na maskę nasrał. W Polsce cztery lata — pierwsza ręka, serwisowane, rozrząd wymieniony, filtry, olej — wszystko tip-top.

Wnętrze? Jak w hotelu pięciogwiazdkowym. Przestronnie, wygodnie, pachnie elegancko, a jak dasz w tle Zenka, to nawet teściowa nie będzie marudzić.

Zapraszam do oglądania, bo zdjęcia zdjęciami, a na żywo to dopiero jest bajka. Możesz przyjechać, pogadamy, pośmiejemy się, a jak kupisz, to może nawet przybiję piątkę i dorzucę zapach do auta gratis.

Dzwoń, pisz, nie wstydź się. Bo jak nie ty, to sąsiad kupi i będziesz mu zazdrościł do końca życia.