Renault Clio III – wierny towarzysz miejskich (i nie tylko) przygód szuka nowego domu!
Nadszedł ten dzień – czas pożegnać się z moim Clio 3, które dzielnie służyło mi od 2018 roku. Kupione od handlarza, klasyka gatunku: "Niemiec płakał jak sprzedawał", co – jak się później okazało – było równie prawdziwe jak dieta cud w sylwestra. Płakał to może i ktoś, ale raczej handlarz... ze śmiechu.
Trudno, człowiek uczy się na błędach (albo od razu płaci rzeczoznawcy za naukę).
Samochód ma już swoje lata, ale nadal odpala, jeździ i ma się całkiem dobrze jak na emeryta. Średnioroczny przebieg to około 10 tys. km, więc na zapchajdziurę do pracy, po bułki albo na uczelnię – jak znalazł.
Co warto wiedzieć:
Instalacja LPG – niby jest, ale ostatnio nieużywana. Jeżdżę na tak krótkich dystansach, że nie chce mi się trzymać tego guziczka na stacji.
Dwa razy wymieniona cewka – klasyka francuskiej motoryzacji, nic nowego.
Nowy zderzak (z odzysku rzecz jasna), błotnik prawy i reflektor – po bliskim spotkaniu z krewnym. Swój do swego ciągnie.
Nowy akumulator – bo poprzedni odszedł na wieczny odpoczynek, po półrocznych wakacjach.
Nowe tarcze i klocki – żeby nie było, że tylko jeździ, a nie hamuje.
Przegląd ważny do 15.05.2026 – jeszcze długo legalny.
OC do 28.06.2025 - spokojnie zdążysz ogarnąć nowe.
Nie ma co ukrywać – to nie demon prędkości. Na trasie trochę przysypia, chyba że ja się już odzwyczaiłam od ślimaczego tempa. Ale w mieście? Zwinny, mały i łatwy do zaparkowania – jak kieszonkowy scyzoryk.
Sprzedaję, bo przesiadłam się do czegoś z większym kopem. Clio nie zasłużył na stanie pod blokiem – może komuś jeszcze dobrze posłuży, choćby na dojazdy do pracy/sklepu, naukę jazdy albo jako pierwsze auto do ukatrupienia.
Cena? No cóż, chcę za niego w trzy dupy chajsu, ale wiesz, co kupujesz – bez bajek, bez "igły", bez "tylko do kościoła".
Zainteresowanych zapraszam – może to właśnie Ty dasz mu drugie życie!