Jeep Avenger. Kolejny drogi elektryk? Nie, bo jest wersja benzynowa

Jeep Avenger to miejskie crossover. Właśnie, dlatego auto ma niewielkie wymiary, jest zwrotne, zwinne i funkcjonalne. Ale gdyby nie silnik spalinowy, to w wersji elektrycznej premiera pewnie przeszłaby bez większego echa. Ot, kolejny drogi elektryk. Skąd pomysł na napęd benzynowy?
Wreszcie producenci aut dostrzegli potrzebę produkowania małych (4 m długości i 2,56 m rozstaw osi) samochodów elektrycznych. Małych, czyli miejskich, małych, czyli z mniejszą baterią, małych, czyli lżejszych, wreszcie małych, czyli tańszych. Przynajmniej w teorii. I taki ma być elektryczny Jeep Avenger z baterią o pojemności 54 kWh, silnikiem o mocy 156 KM i zasięgiem ok. 400 km. Jednak czy cena 185 tys. zł jest wystarczająco mała? Właśnie, dlatego, przygotowano wersję spalinową, która w podstawie jest tańsza o blisko 85 tys. zł.
Podczas pierwszych jazd sprawdziłem, ile faktycznie elektryczny Jeep potrafi przejechać na jednym ładowaniu. Sporym zaskoczeniem było nieduże zużycie energii na poziomie 13-14 kWh. Jednak, aby osiągnąć zakładany przez producenta zasięg 400-395 km, musiałbym jeszcze popracować na ecodrivingiem.
Elektryk i benzyna
W przypadku najmniejszego w historii Jeepa jednak nie wersja eklektyczna jest najciekawsza. Polska jest jednym z czterech rynków, na których Jeep Avenger dostępny będzie także w wersji spalinowej. To pokazuje, jak rozwija się u nas elektromobilność i jaki napęd trzeba mieć, by sprzedawać auta.
Jeep Avenger z trzycylindrowym silnikiem benzynowym 1.2 PureTech ma 100 KM. Nie 80, nie 110 ani 130, tylko równe 100 KM. To wystarczająca moc, by dynamicznie poruszać ważące zaledwie 1180 kg auto. Elektryk jest cięższy o ponad 300 kg. To czuć podczas jazdy. Paradoksalnie jednak lepiej prowadzi się cięższy e-Avenger. Zawieszenie nie jest tak nerwowe, szczególnie na tylnej osi.
Jak na razie spalinowy Jeep Avenger dostępny jest tylko z manualną skrzynią biegów. Szkoda, bo w miejskim aucie automat sprawdzałby się idealnie. Jak się jednak dowiedzieliśmy, także automatyczna skrzynia trafi pod maskę Avengera. W końcu europejski Jeep korzysta ze wszystkich zabawek Sellantisa.
Automat? Będzie
W przyszłości ma się też pojawić napęd na cztery koła. Dostępny jednak będzie tylko z napędem elektryczny, bo realizowany będzie drugim silnikiem na drugiej osi.
Swoją drogą to prawdziwie międzynarodowy samochód. Amerykańska marka, włoski projekt, francuska technika (platforma eCMP2, czyli Citroen C3 i C4, Peugeot 208 i 2008, Fiat 600, Opel Mokka, DS3), polska produkcja.
W teren?
Jak na Jeepa przystało, auto ma całkiem niezłe… możliwości pokonywania przeszkód. Kąt natarcia i rampowy to 20 stopni, zejścia 32 a prześwit to 22 cm. I choć auto to bliźniak Fiata 600e w platformie zmieniono ponad 600 elementów, by Jeep miał charakter Jeepa. Stąd obecność systemy select terrain, czyli siedmiu zdefiniowanych trybów jazdy od eco, sport, po piach, czy śnieg. Jest też system hill descent control ułatwiający zjazdy ze stromych wzniesień. Czy będzie wykorzystywany, na co dzień? Wątpię.
Jeep Avenger terenowym samochodem nie jest. Ale idealnie nawiązuje do charakteru marki. Stąd wiele detali podkreślających to dziedzictwa. Rysunek chłopca z lunetą na przedniej szybie czy przewijający się wzór grilla w najróżniejszych miejscach. Tylko skąd się wzięła biedronka na dachu?
Idealne dla dwojga
Wnętrze Avengera jest wygodne, ale dla dwojga. Trudno się dziwić, to niewielkie auto. Jest sporo schowków, fotele są wygodne, a pozycja za kierownicą pozwala pokonać nawet dłuższą trasę bez bólu kręgosłupa. W najbogatszej wersji mamy kolorową deskę rozdzielczą 10-calowy wirtualny kokpit i kilka gustownych dodatków. Na pokładzie jest też cały pakiet systemów bezpieczeństwa, a nawet oświetlenie ambiente i elektrycznie otwierana tylna klapa.
W podstawowej wersji auto wyceniono na 99 900 zł. Gustownie doprawione w kilka smakowitych gadżetów to już jednak wydatek 130 tys. W sumie auto dostępne jest 4 wersjach wyproszenia Avenger, Longitude, Altitude, Summit, o których szczegółowo pisaliśmy TUTAJ.












