Żywot silników spalinowych przedłużony? UE już tak twardo nie stawia na elektryki!

Unia Europejska wycofa się z całkowitego zakazu sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku? Do takich informacji dotarł Der Spiegel. Według tej niemieckiej gazety w grze mogą być również inne rodzaje napędu.
Do tej pory Unia Europejska zajmowała twarde stanowisko, że od 2035 roku nie kupimy już zupełnie nowego samochodu spalinowego. (Choć z pewnymi wyjątkami.) Decyzję na ten temat Komisja Europejska podjęła jeszcze w marcu 2023 roku.
Pomimo niechęci do nowych przepisów, szczególnie ze strony firm motoryzacyjnych, politycy przez długi czas ani myśleli ustąpić. Ale od 2023 roku do dnia dzisiejszego w europejskim przemyśle motoryzacyjnym bardzo dużo się zmieniło.
Ogromne problemy producentów
Nagle pojawili się Chińczycy, którzy zagarniają dla siebie coraz więcej rynku. Wprawdzie na razie idzie im to dość opornie, ale mają wszystkie karty, aby to zmienić.
W międzyczasie Volkswagen zaczął zmagać się z największym kryzysem w swojej historii. Słabe wyniki w ostatnim czasie zanotowały również Stellantis, Mercedes czy BMW. Ogłoszono upadek szwedzkiego Northvolta, a poddostawcy motoryzacyjni zwalniają pracowników na potęgę.
Ba, poprzedni rok, zgodnie z danymi CLEPA – stowarzyszenia reprezentującego dostawców z sektora motoryzacyjnego – był najgorszy pod tym względem w historii. Ogłoszono w nim bowiem likwidację 54 000 miejsc pracy w ciągu najbliższych 2 do 5 lat.
Dla porównania, w pandemicznych latach 2020 i 2021 było to 53 700 planowanych zwolnień. Według organizacji CLEPA od 2019 do końca 2024 roku producenci podzespołów samochodowych na pierwszy montaż ogłosili łącznie 145 000 redukcji!
Zakaz sprzedaży aut spalinowych odroczony?
W efekcie wszystkich problemów, jakie dotykają branżę motoryzacyjną, Unia Europejska w końcu zaczęła zauważać, że coś jest nie tak i… zgodziła się na dialog z producentami. Ma on na celu przeciwdziałanie obecnemu kryzysowi oraz wspólne wypracowanie najlepszego możliwego rozwiązania. Również w temacie ograniczenia emisji CO2, co wywołało wojnę rabatową na rynku.
Efekty dialogu, który wystartował 30 stycznia, już są. Otóż, jak donosi niemiecki dziennik Der Spiegel, przedstawiciele Unii Europejskiej po raz pierwszy zaczynają się uginać. Ba, obecnie rozważają możliwość sprzedaży hybryd plug-in po 2035 roku oraz elektryków z tzw. przedłużaczem zasięgu w postaci silnika spalinowego.
Co istotne, podczas dialogu strategicznego z przedstawicielami branży motoryzacyjnej Ursula von der Leyen przyznała, że trzeba działać szybko. Komisarz ds. transportu – Apostolos Tzitzikostas – otrzymał zadanie opracowania planu działania dla sektora i przedstawienia go 5 marca tego roku.
Zakaz sprzedaży aut spalinowych: potrzebna elastyczność
W swoim artykule Der Spiegel dotarł do negocjatora ze strony Mercedesa – Eckarta von Klaedena. Opowiada się on za tym, aby przyszłą ścieżkę rozwoju motoryzacji wyznaczały nie kary, a rynek i wybory klientów.
Ten niemiecki producent stawia na dekarbonizację, nie „chcąc powrotu do przeszłości”. Ale według Klaedena przepisy muszą być otwarte na nowe technologie. Czyli m.in. na hybrydy plug-in oraz elektryki z urządzeniami zwiększającymi zasięg.
Być może takie podejście udało się osiągnąć na poziomie nieformalnym – informuje Der Spiegel. „W ramach dialogu znajdziemy natychmiastowe rozwiązania, aby zapewnić branży możliwość inwestowania poprzez zbadanie możliwej elastyczności” – czytamy w notatce ze spotkania polityków z branżą.
Do tej pory obiecywano jedynie badanie możliwej elastyczności. Teraz, w związku z ciosami, jakie zewsząd spadły na producentów, za kulisami mówi się nawet o rezygnacji z niektórych celów. A to stanowi ogromny krok naprzód w zabetonowanym do tej pory podejściu Unii Europejskiej.
Zmiana zasad gry w czasie gry?
Kolejnym, jeszcze bardziej naglącym problemem branży są wprowadzone z dniem 1 stycznia 2025 roku przepisy ograniczające emisję CO2 na danego producenta. Od dłuższego czasu spotykały się one z bardzo dużym oporem.
Aby uniknąć kar wytwórcy już połączyli się w sojusze, dzięki którym nadwyżki emisji CO2 biorą na siebie firmy, które bez problemu „łapią się” w nowe przepisy. W ten sposób Tesla zarabia co roku miliardy dolarów.
Poza tym od początku 2024 roku producenci stosują bardzo wysokie obniżki cen na swoje elektryki. Przyjmuje się bowiem, że takie auta muszą średnio stanowić około 20% całkowitej sprzedaży. Tyle że ludzie ich po prostu nie chcą, czego najlepszy przykład to Hyundai, który w zeszłym roku na swoje modele bateryjne znalazł raptem 11% nabywców na Starym Kontynencie.
Kary są złe i zamiast iść na rozwój elektromobilności, mogą spowodować jego zatrzymanie, redukcję miejsc pracy oraz zamykanie fabryk. A tego nikt nie chce. W związku z tym możliwy scenariusz zakłada ich odroczenie na kolejne lata, kiedy rynek będzie bardziej przychylny elektrykom.
A stanie się to możliwe dopiero, gdy pojawią się na nim niedrogie auta na prąd. Tych nadal jednak jest jak na lekarstwo.